W skrócie, Nina +.
Mimo tego, że sprzęt do jazdy posiadam, nawet całkiem niezły, pomysłu nie kupuję. Dlaczego?
* Koszta: Cóż, mam sprzęt do jazdy, ale do transportu bagażu już nie. Trzeba by było zakupić sakwy, i pewnie inny plecak bo ten co posiadam na rower jest za duży. To jeżeli chodzi o mnie, inni takiego komfortu nie mają i musieliby załatwić rower. Jakiś tam pewnie większość posiada, ale w takiej wyprawie warto mieć jednak porządną maszynę aby nie martwić się, czy rzęch którego ujeżdżamy rozkraczy się za kilometr, czy za 10.
* Dystans: mimo, że lubię jeździć rowerem i czynię to bardzo często, dłuższe dystanse jakoś mnie nie bawią. Możliwe że mój rower posiada zbyt twarde siodło, dzięki czemu po przejechaniu 50km czuję ból tylko w jednej części ciała

Powiecie: to po co jechać 50 km? Przejedźmy 20! Jasne, ale 20 to myśmy już chodzili z buta. Więc po co wtedy rowery?

Godzinka / max 1,5 godziny jazdy dziennie, to trochę marnie jak na zlot rowerowy, prawda?
* Czas: Jeżeli ma się w roku czas na jeden dłuższy wyjazd, to dylemat powstaje okrutny - gdzie jechać? Oto pytanie. Pomysłów zawsze jest kilka, częściej niestety kilkanaście. Mówię tylko o pomysłach krajowych, w tym trybie nie starczy mi czasu żeby porządnie obejrzeć Polskę a co tu wspominać o wycieczkach za granicę... Mocny dylemat mam już wtedy, kiedy trzeba zdecydować czy jechać na wędrowny. W takim przypadku następny dłuższy zlot, np. rowerowy, zawsze z tym wędrownym przegra.
* Forma zlotu: Doświadczenie pokazuje wyraźnie: w marszu nie umiemy utrzymać zwartej grupy na odcinku pół kilometra. W marszu, a co dopiero na kołach? Sądzę że zlot sprowadzałby się do wspólnego biwakowania wieczorem, gdyż całą trasę każdy jechałby swoim indywidualnym tempem, samotnie lub max w parze. Wobec tego, po trasie równie dobrze możemy poruszać się autobusem - chociaż wtedy się grupa nie rozlezie

Kończąc: kiedyś taki zlot zaproponowała Ita i wtedy byłem na nie, teraz to zdanie podtrzymuję.