Jak ja to rozumiem (ostrzegam, że to tylko moja intepretacja, która może był błędna):
Wyobraź sobie wszechświat MP jako sferę. W jej wnętrzu jest świat życia, nad jej powierzchnią cienka zasłona, a wszystko poza tym to zaświaty. Wydaję mi się, że to zagięcie to jakby wgłębienie w tej sferze, nad powierzchnią którego zagięta jest również zasłona. Przez to zagięcie zasłona słabnie i śmierć wdziera się do świata istot żywych. To zagięcie powstało wraz z przywołaniem przez dobre duchy Machiny wróżebnej do wszechświata życia. Przez to słabnięcie zasłony wydzierały się z zaświatów proroctwa, które były wysyłane przez Sulachana. Imperator wysyłałał machinie właściwie przepowiednie, by wydarzenia odpowiednio się potoczyły i mógł wrócić do życia.
Rachuba zmierzchu to nic innego jak pozostały czas do końca świata, który zaczął się chyba wraz z pojawieniem machiny i pierwszym przemieszczeniem gwiazdy. Obliczało się ten czas, mierząc pozycje gwiazdozbiorów na nieboskłonie, co umożliwiało badanie pogłębiania się zagięcia. Richard używając mocy Ordena, by pokonać IŁ jakby pogłębił to zagięcie i rozpoczął koniec rachuby-
Fazę zmian. Na końcu SW użył zewu śmierci, by zabić Sulachana i uwolnił swój dar, którym zniszczył machinę i osłonę szkatuł. Uwolniona moc Ordena otworzyła przejście dla mocy
Reguli, której moc wróciła do zaświatów, a potem przejście się zamknęło i Orden pozostał w świecie życia, jako że jest to moc, która jest "esencją życia" czy coś w tym rodzaju. Zagięcie zniknęło i zasłona odzyskała moc.
Jeśli ktoś inaczej to zrozumiał, czekam na korektę i polemikę
