Opowieść jest nieco naciągana. Po tym, jak Richard odesłał wróżebną machinę do Zaświatów i przesunął gwiazdy, stworzył świat bez proroctw. A jednak wiedźma zhakowała system i znowu pojawia się przepowiednia. W tym tomie nie pojawia się odpowiedź na to, dlaczego ta przepowiednia przetrwała, w końcu wszystko miało się skończyć na Richardzie - miał zakończyć wszystkie proroctwa. Można to trochę wytłumaczyć tym, że wiedźmy mają specyficzny rodzaj wglądu w czasoprzestrzeń. Czy to Shota mówiła, że dla niej czas jest jak rzeka i może "popłynąć sobie" do przyszłych wydarzeń? Chyba trzeba będzie poczekać aż TG rozwiąże tę zagadkę w którymś z następnych tomów.
Książka przypomina mi trochę sesję RPG. Jest drużyna, mają dojść z punktu A do punktu B i mają po drodze przygody. Idziemy, spotykamy przeciwników, bijemy się, wygrywamy, idziemy dalej, spotykamy przeciwników, bijemy się, wygrywamy, itd. Walki nie są jakoś ze sobą powiązane. Można powiedzieć, że w każdym odwiedzanym mieście jest inny rodzaj zagrożenia. I zawsze, dziwnym trafem, kiedy zjawiają się Nicci i Nathan, jest to najsilniejszy atak, albo pierwszy atak od tysięcy lat.
Narzekam trochę, bo nie przywykłem do takiej ilości zbiegów okoliczności w jednym tomie. Tak naprawdę, nie jest źle, czyta się lekko i przyjemnie, odkrywamy nowe ziemie w Starym Świecie, nowe istoty z czasów Wielkiej Wojny, potężne czary i potężniejsze artefakty.
W sumie bawiłem się dobrze i oceniam na 8/10. Szkoda tylko, że książka kończy się w najciekawszym momencie.
Pytania?
|