Bez wątpienia jeden z trzech ulubionych tomów, o ile nie najlepszy. Najgrubszy i najszybciej przeczytany. Już sam początek jest ciekawy, pojawienie się screeling w Ogrodzie Życia. Nie będę tu już opisywać całej książki, wymienię te najważniejsze dla mnie momenty. Kiedy Kahlan przybywa do Ebinissii wraz z trójką Błotnych Ludzi: Chandalenem, Prindinem i Tossidinem. To jak zrujnowane miasto zostało opisane, dosłownie powaliło mnie na nogi. Takie były moje pierwsze, budzące grozę wyobrażenia. Ci młodziutcy... żołnierze? Nie wiem czy tak można ich nazwać. Chcieli zemsty za bliskich, jednak nie mieli bladego pojęcia z kim przyjdzie im się zmierzyć. Podobało mi się jak Kahlan bierze ich szkolenie w swoje ręce i pokazuje jak się naprawdę walczy, nie byle jak tylko z odpowiednią strategią. Oj dużo się jeszcze działo. Warto wspomnieć jeszcze o Gratch(u). Wspaniały stworek a w końcu stwór

i to jak uczył się mówić Grrraaaatch koooaaa Raa Chaaarg! Dodam też świetnie opisany moment 'spotkania' Du Chaillu. Tu kończę bo ta część jest tak dobra, że wszystko by się chciało napisać, gdyż wszystko jest warte uwagi. Podsumowując 6 to zdecydowanie za mało.